ru24.pro
World News in Polish
Январь
2025
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25
26
27
28
29
30
31

Bristol, mamy problem

0

To jedno z najdroższych w kraju miast dla najemców. Co trzeci mieszkaniec obawia się utraty dachu nad głową

Korespondencja z Wielkiej Brytanii

Serce Bristolu bije na Broadmead. Od października ulicę rozświetlają złota choinka i rzędy świątecznych straganów. Bratwursty, sery z Cheddar Valley, grzane wino i cydr, świecidełka i galeria wełnianych skarpet, przydatnych w mieście znanym z mokrych zim i owiec spacerujących po centrum. Gdy szlakiem tym kroczy konsument z grzańcem w dłoni, w ślad za nim podąża nędzarz, który podsuwa mu pod nos kubek na monety. Nagabywany ucieka do jednej z sieciówek w Cabot Circus, gdzie jest cieplej i bezpieczniej. Kloszard nie ma dokąd pójść. Jest wrzodem na ciele miasta.

Każdej nocy na ulicach Bristolu śpi ok. 180 osób. Setki wegetują na sofach u znajomych i rodziny. Miasto, uznane sześć lat temu za europejską stolicę kokainy, dziś walczy na kolejnym froncie – kryzysu kosztów życia, inflacji i braku mieszkań.

Komu mieszkanie

Katrina leży w śpiworze przecznicę dalej, pod Primarkiem. Nie chce być nazywana włóczęgą ani bezdomną. Nie musi żebrać, ludzie sami podchodzą. O gorącą wodę do termosu prosi w kawiarniach – nikt jej nie odmawia. W chłodne noce przenosi się z partnerem bliżej otworów wentylacyjnych w dużych budynkach, śpią w kartonach, z których budują domek. Katrina czeka w kolejce na mieszkanie tymczasowe, ale to kwestia miesięcy, może lat – mówi reporterowi Bristol24/7, niezależnej gazety internetowej.

Między Primarkiem a rondem St James Barton (potocznie nazywanym The Bearpit, czyli Niedźwiedzi Dół) raptem dwa kroki. Wokół placyku z parkiem wieżowce i sznury samochodów. Turyści jadą tędy do dzielnicy uniwersyteckiej Clifton, ze słynnym Clifton Bridge. Z okien autobusów widać obozowisko bezdomnych. Lata temu Bearpit było centrum rozrywek squattersów, dzisiaj przez rondo przewijają się ludzie z różnych środowisk. Ryan i Vicky mówią, że są parą profesjonalistów, nie biorą narkotyków – chcieliby po prostu znaleźć mieszkanie. Przyjechali z Weston-super-Mare. Vicky prowadziła tam dom opieki, mieli gdzie mieszkać, płacili czynsz, ale zamiast oficjalnej umowy najmu doczekali się eksmisji. Vicky ma dzieci, przebywają teraz u rodziny. Nie wiedzą, że mama mieszka w parku.

Timothy ma dyplom z ekonomii i jest nauczycielem matematyki. Odkąd stracił pracę, mieszka w namiocie. Też jest na liście oczekujących na lokum tymczasowe. Narzeka, że mieszkań wciąż brakuje, chociaż samorządy i organizacje charytatywne dostają olbrzymie kwoty na pomoc dla bezdomnych. Link, były szef kuchni, to z kolei weteran Niedźwiedziego Dołu, pod namiotem od siedmiu lat. „Jest mokro i zimno, miałem kolegów, którzy nie przeżyli z powodu braku koca”, opowiada reporterce BBC. Przy temperaturze poniżej zera, opadach i wietrze uruchamiany jest SWEP (Severe Weather Emergency Protocol). Ośrodki społeczne i kościoły zwierają szyki, przyjmując jak największą liczbę potrzebujących. W listopadzie na czas złej pogody Link otrzymał pokój u metodystów w kościele. Zabrał ze sobą psa, dostał filiżankę herbaty, jedzenie, książkę, naładował telefon. Jego przyjaciel Geordie został pod namiotem w Bearpit. „Spotkałem się z nim o ósmej rano, dopiero w południe przestały mu się trząść ręce”, mówi Link.

Z namiotów widać nieczynny dom towarowy Debenhams i ponury wieżowiec hotelu Premier Inn, oba przeznaczone do rozbiórki. Na miejscu Debenhamsa powstanie 500 nowych mieszkań, z których setka będzie sklasyfikowana jako „niedrogie”. Premier Inn ustąpi miejsca pierwszemu prawdziwemu drapaczowi chmur w Bristolu – 28-piętrowemu, z 18-piętrowcem tuż obok. Zamieszkają w nich studenci. Ustawowo 20% lokali ma spełniać warunki mieszkań socjalnych. Co z tego wyniknie dla ludzi z parku? Zapewne nic, poza tym, że zostaną przeniesieni w inne miejsce.

Na palach i w kontenerach

Major, były żołnierz, mieszka w wiosce kontenerowej należącej do organizacji Help Bristol’s Homeless (HBH). Został jej rzecznikiem, mentorem nowych rezydentów i budowniczym. Dziesięć lat służył w armii. Kiedy wrócił z misji w Afganistanie, zmagał się z depresją i zespołem stresu pourazowego. Stracił oszczędności i dach nad głową. Nocował u matki, potem w jej samochodzie, w końcu trafił pod skrzydła organizacji weteranów wojennych. Po nawrocie choroby i pobycie na oddziale psychiatrycznym nie chciał go już nikt.

Jasper, założyciel HBH

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Post Bristol, mamy problem pojawił się poraz pierwszy w Przegląd.