Wigilia z duchami
Co to właściwie jest ten świąteczny nastrój? U mnie od wielu lat to raczej rozstrój, tłumy w sklepach, nawet po bułę i masło trzeba odstać swoje i słuchać świątecznych evergreenów w każdym radiowęźle. A nawet jak akurat żaden głośnik nie bombarduje, to ludzie sami z siebie biorą się do nucenia świeckich kolęd. Aż mi się marzy jakieś Radio Szatan, które pod koniec adwentu ucieszy uszy jakąkolwiek odmianą. Nie musi to być od razu death metal, wystarczy Mozartowskie requiem albo preludium Deszczowe – cokolwiek w tonacji molowej, a jeśli z tekstem, to smutnym. Wypada się cieszyć, bo czyjś bóg się rodzi, za parę miesięcy trzeba będzie się umartwiać, bo mu się zemrze – a ja nie jestem skory do emocji na zawołanie.
Kiedy przestałem czuć coś w rodzaju nastroju świąt? Bodaj 27 lat temu w przeddzień Wigilii stopniał cały śnieg w Szczyrku, w samą Wigilię lało jak z cebra, dla mnie to był jakiś zwiastun końca świata, rzecz niepojęta klimatycznie, złowroga anomalia. Albowiem święta zawsze wcześniej były białe, po wyjściu z pensjonatu po prostu zapinałem narty i śmigałem na nich pod wyciąg, w dolinie chodniki wyglądały jak tunele wydrążone w śniegu, zaspy sięgały ponad głowami wierzchu płotów. Pamiętam, jak rottweilery strzegące na co dzień pracownic pobliskiego burdelu (usytuował się naprzeciw pensjonatu prowadzonego przez siostrę) przebiegały nad płotem i hulały samopas, ja zaś w butach narciarskich i kombinezonie, uzbrojony w kijki i tak czułem się nieswojo, kiedy bydlaki nadbiegały, żeby mnie obwąchać. Te nagłe święta brązowo-zgniłozielono-szare, mokre, nawet nie odwilżowe, ale jesienne po prostu, przeraziły nas wszystkich.
Ojciec głowił się, co też bóg chce nam przez to powiedzieć,
Post Wigilia z duchami pojawił się poraz pierwszy w Przegląd.