Stephane Antiga: Zawsze niewiele brakowało
Stephane Antiga po pięciu latach kończy pracę w PGE Rysicach Rzeszów. W każdym z sezonów doprowadził klub do wicemistrzostwa Polski. Mimo, że nie udało mu się ani razu zdobyć złota, to ma na swoim koncie trofea w postaci Pucharu Polski i dwóch Superpucharów.
W tym sezonie Rysice musiały uznać wyższość Grupy Azoty Chemika Police w finale, ale piąty rok z rzędu zawiesiły na szyjach srebrny medal, co jest imponującym osiągnięciem, bo w ostatnich latach żaden klub nie zachował takiej ciągłości na podium.
Jesteś najdłużej pracującym oraz najbardziej utytułowanym trenerem w historii klubu. Z pewnością przez te pięć sezonów zżyłeś się z ludźmi pracującymi w klubie, z kibicami, z miastem. Czy będzie ci tego brakowało?
Stephane Antiga: – Oczywiście, że tak. To naprawdę kawałek życia. Miałem tutaj pięć bardzo fajnych sezonów i po raz pierwszy pracowałem z kobietami. Jestem jeszcze młodym trenerem, a to był mój drugi klub. Nawet jeżeli nie zdobyliśmy złota, to mieliśmy Puchar Polski, dwa Superpuchary i pięć razy finał ligi, czyli nie było tak źle. Mam ogromną satysfakcję, bo pracowaliśmy z młodymi zawodniczkami, które rozwinęły się tak dobrze, że grały później w różnych kadrach. To jest najlepszy przykład i naprawdę jestem szczęśliwy, kiedy widzę, jak nasze młode zawodniczki potrafiły grać na coraz wyższym poziomie, rywalizować z najlepszymi, a potem osiągać sukcesy z reprezentacjami. Jestem bardzo zadowolony i dumny z tej pracy. Jest to ważne, bo każdy kibic i media, oceniają pracę trenera poprzez uzyskane wyniki.
W każdym sezonie pod twoją wodzą, Rysice sięgały po wicemistrzostwo Polski. Czego zabrakło w tych wszystkich finałach, by chociaż raz cieszyć się ze złota?
– Zawsze niewiele brakowało. Oczywiście, kiedy gramy finał, to znaczy, że mamy wygrywać z najlepszą drużyną. W pierwszym sezonie nie mieliśmy szans, bo był Covid. Szkoda, bo ten sezon z Ali Frantti graliśmy naprawdę bardzo dobrze. Mogło być ciekawie, gdybyśmy grali ten finał z Chemikiem. Trzy lata temu, kiedy była Bruna, Kara Bajema, gdy był pierwszy sezon Kasi Wenerskiej, Ryby, Jurczyk, na początku ligi, naprawdę nie byliśmy faworytami. Graliśmy jednak tak świetnie, że na poważnie myślałem o zdobyciu mistrzostwa. Żałuję, że w tych wszystkich sezonach, w decydujących momentach, nie byliśmy wystarczająco dobrzy i tak mocni mentalnie jak nasi poszczególni rywale, np. rok temu ŁKS pokazywał, że grał lepiej jako drużyna. Mieliśmy swoją szansę, ale jej nie wykorzystaliśmy. Taki jest niestety sport.
Czyli według ciebie byliśmy najbliżej osiągnięcia tego celu w poprzednim sezonie, grając z ŁKS-em?
– Sportowo tak. W tamtym sezonie pokonaliśmy ich tylko raz. To był pierwszy mecz finałowy i kiedy wygraliśmy w Łodzi, a potem prowadziliśmy 2:0 w Rzeszowie i wydawało się, że jesteśmy bardzo blisko. Ale w którym sezonie byliśmy faworytami? Myślę, że było tak tylko raz, sezon wcześniej, gdy grała z nami Kara Bajema, Bruna, Blago, Ryba, Ruda, Magda Jurczyk. Był to bardzo mocny skład. Graliśmy naprawdę niesamowicie przez cały rok.
Nie samą ligą się żyje. W trakcie tej pięcioletniej współpracy Rysice zdobyły Puchar Polski oraz dwukrotnie Superpuchar Polski. Czy traktujesz to jako nagrody pocieszenia, czy wręcz przeciwnie, jako wielki sukces Rysic?
– Każdy tytuł i medal jest bardzo ważny. Myślę, że był to sukces, jak również sukcesem jest gra na topie przez wszystkie sezony, bo to naprawdę nie jest łatwe. Chemik wygrał dużo, ale tamten rok w ich wykonaniu nie był udany. W tym sezonie natomiast nie powiodło się ŁKS-owi.
Rysice były jedynym klubem, który w ostatnich latach, w każdym sezonie trzymał wysoki poziom.
– Dokładnie. Bez złota, ale w trakcie fazy zasadniczej byliśmy cały czas regularni. Pierwsi, drudzy, w tym sezonie trzeci, mając tyle samo punktów co drugie Bielsko. W meczu z BKS-em mieliśmy problemy. Nie chciałem grać pierwszą drużyną, ponieważ były drobne problemy zdrowotne. Myślę, że byliśmy bardzo regularni od początku do końca, bez poważnych kontuzji, a mało który klub może się tym pochwalić.
Czy po wszystkich latach w klubie jest coś, czego żałujesz, co zrobiłbyś inaczej?
– Oczywiście. Po czasie jest to dużo łatwiej przeanalizować, np. budowanie drużyny, zmiany w trakcie meczu, czy aspekt mentalny. Jeśli coś nie działa, to chciałbyś cofnąć czas i zrobić coś inaczej. Jest to jasne i naturalne.
Jakie jest twoje najlepsze wspomnienie z pracy z Rysicami?
– Myślę, że kiedy wygraliśmy na Podpromiu z VakifBankiem. To był ten mecz, w którym mieliśmy 1% szansy, żeby wygrać. Było niesamowicie!
Pamiętam. Kibice oszaleli na koniec spotkania.
– Dokładnie! Pełna hala, atmosfera genialna. Nie dawało to jednak złota, ani medalu, ale ten mecz był dla mnie najlepszą chwilą w Rzeszowie. Kibice również byli w tym dniu niesamowicie głośni i szczęśliwi.
Przez ostatnie pięć sezonów, barwy Rysic reprezentowało wiele dobrych siatkarek. Gdybyś mógł wybrać swój dream team, to które zawodniczki by w nim zagrały i dlaczego?
– Trudne pytanie, ponieważ przez ostatnie lata w naszej kadrze było bardzo dużo dobrych zawodniczek. W dream teamie może być ich tylko siedem, więc bardzo ciężko jest mi je teraz wybrać. Na każdej pozycji mieliśmy świetne dziewczyny i nie chciałbym żadnej pominąć.
Artykuł Stephane Antiga: Zawsze niewiele brakowało pochodzi z serwisu Strefa Siatkówki - Mocny Serwis.